Całe pokolenia ludzi pamiętają kolejowe bilety w postaci małego kartonika.
Kartonik Edmondsona był nieodłącznym elementem podróży koleją praktycznie od jej zarania. Miał tę niewątpliwą zaletę, iż mieścił się w zamkniętej dłoni, czyli również bez problemu znajdował miejsce w portfelu, czy oprawce legitymacyjnej. Służył wspaniale przez dziesięciolecia prawie na całym świecie. W Polsce był zazwyczaj (oprócz miejscówek) zadrukowany pionowo. Co ciekawe, że całą sieć kas biletowych PKP obsługiwała jedna jedyna poznańska drukarnia. Powszechnie wiadomym było, że drukarnia “robi bokami”, ale nigdy nie odciążono jej otwierając kolejne punkty, do czasu wyparcia kartoników przez papierowe bilety.
Nic więc dziwnego, że w nawale pracy i zamówień dochodziło do pomyłek. Rzadko, ale jednak wałki drukarskie przepuszczały całe serie biletów z błędnymi danymi. Raz np. były to 2 różne stacje docelowe (na tzw. bilecie „połówkowym”, inna u góry, inna u dołu) odległe od siebie o kilkaset km (osobiście spotkałem Lewin Brzeski/Lewin Kłodzki), innym razem fałszywy był kilometraż, bądź oznaczenie kasy biletowej do której miały trafić np. A, B, C… (widziałem bilet z małej stacyjki z jedną bodajże kasą z szumnym oznaczeniem „Q”).
Kartonik z mojej kolekcji, który prezentuję wyróżnia się dwiema różnymi stacjami początkowymi. Jedną z nich jest Grabów Szlachecki z dyrekcji lubelskiej, oddalony od stacji docelowej Zawadzkie o kilkaset km. Drugą, właściwą stacją są Staniszcze Małe znajdujące się 13 km od Zawadzkiego.
Norbert Tkaczyk