Korzystając z okazji, że po raz kolejny PKP straszy nas fizycznymi likwidacjami niektórych linii kolejowych na Ziemi Opolskiej, pozwolę sobie przypomnieć jeden z takich szlaków. Obecne złowróżbne wieści wszak dotyczą południa naszego województwa, to dziś jednak wybierzemy się na północ, gdzie dzieło zniszczenia zostało już bezpowrotnie dokonane. Wielu z Was zapewne pamięta jeszcze starą, poczciwą, jednotorową kolejkę z Olesna przez Gorzów Śl. do Praszki.
Kolejka powstała 120 lat temu (w listopadzie przypada otwarcie pierwszego jej odcinka) z zamysłem połączenia gorzowskiej huty żelaza z Olesnem, a tym samym z całą, istniejącą siecią kolejową. Ciekawe na przestrzeni dziesięcioleci, dwóch wojen światowych oraz powiązania z kolejką wieluńską były jej dzieje. O tej ostatniej, pomimo wcześniejszej likwidacji (w 1987r.) możemy znaleźć więcej materiałów niż o opisywanej właśnie kolei gorzowskiej, która przetrwała o kilka lat dłużej, do 1993r. Każda informacja czy zdjęcie Paulinki (Pauliny), bo tak pospolicie nazywano ową kolejkę (dlaczego? o tym poniżej), jest więc na wagę złota. Kilka lat wstecz tory rozebrano, a na części odcinka w 2011r. zbudowano ścieżkę rowerową.
W latach’80, czyli w ostatnich latach swojego istnienia kolejka gorzowska, oprócz ruchu osobowego, obsługiwała także ruch towarowy dla gorzowskiej mleczarni czy kozłowickiej cegielni. Ciekawostką jest fakt, iż nie jeździły tędy osobne pociągi towarowe, a jedynie mieszane towarowo-osobowe prowadzone oraz menewrowane jednym parowozem. Miało to oczywiście wpływ na długość jazdy. Oczywiście uwzględnione było to w rozkładzie jazdy. Spójrzmy jak wyglądał przykładowy popołudniowy obieg tego składu. Pociąg wyruszał z Kluczborka z miejscowym parowozem serii Ty42 i jednym wagonem Bx. W Oleśnie następowała zmiana nr pociągu, po czym wyruszał on do Praszki. Z rozkładową prędkością 40 km/h i zatrzymując się na ośmiu przystankach oraz stacyjkach, pokonywał dystans 22 km w 50 min. W drodze powrotnej z Praszki do Olesna jechał już jako pociąg osobowo-towarowy, gdzie łącznie z manewrami i dopinaniem wagonów towarowych, podróż zajmowała mu już ok. 90 min.
Istnieją dwie legendy wyjaśniające dlaczego okoliczni mieszkańcy gorzowską kolejkę nazywali Pauliną czy też bardziej zdrobniale Palinką. Pierwsza mówi, że jadącą w żółwim tempie kolejkę żartobliwie nazywano Rasende Pauline (pędząca Paulina). To imię pochodziło od huty Paulina w Starych Więckowicach (obecnie część Gorzowa Śl.). Inna, późniejsza legenda, rzekłbym anegdota, mówi o tym, że zaraz po wojnie jedna z pasażerek, starsza pani o imieniu Paulina notorycznie spóźniała się na pociąg, nigdy jej się nie spieszyło. Taki stan rzeczy trwał dość długo, aż z biegiem czasu podróżni i kolejarze ze względu na tempo jazdy swego pociągu nazywali go Pauliną. Która z tych opowieści jest prawdziwa, dziś trudno dociec. Myślę, że granice pomiędzy jednym a drugim światem zatarła wojna i w każdej z legend jest odrobina prawdy oraz pierwiastek fantazji. Jakby nie patrzeć pospolite nazewnictwo kolejki przeniknęło nawet do języka służbowego pracowników PKP. Kiedy w Oleśnie parowóz dostawał polecenie podjazdu pod żuraw w celu dobrania wody, z megafonu można było usłyszeć: „Paulina po wodę!”.
NORBERT TKACZYK