Czy grozi nam powtórna hiperinflacja?

Opisanie zagadnienia na podstawie biletów kolejowych.

Materiał dedykowany pamięci cenionego opolskiego ekonomisty, prorektora WSZiA w Opolu, związanego z UO, dr hab. Witolda Potwory (1962-2022).

Inflacja – słowo, które od przynajmniej kilku miesięcy spędza spokojny sen z powiek miliardom ludzi na Ziemi. Ceny wynajmu mieszkań, lokali, zakupu domów, materiałów budowlanych, samochodów, artykułów żywnościowych, środków higienicznych, medykamentów… szybują wciąż w górę. Inflacja zaczyna doganiać zarobki, a zarobki muszą dogonić inflację. Tak zaczyna się błędne koło nad którym bardzo trudno jest zapanować.

Czy uda się powstrzymać wzrost cen zanim nabierze on rozpędu nie do zahamowania? Może wpadniemy w sidła hiperinflacji, która pożre nasze oszczędności? Czy obecne symptomy utraty wartości pieniądza nie są kołem historii? Czy ta inflacja przypomina poprzednie znane nam z autopsji lub przeszłości? Na wiele z tych pytań trudno dziś odpowiedzieć jednoznacznie, jednakże pewne elementy tej gospodarczej układanki dają nam wiele do myślenia. Pozwalają przewidzieć pewne następstwa jakie one ze sobą niosą.

Dziś co prawda, mamy rozpędzającą się inflację podobną do chociażby tej znanej Polakom średniego i starszego pokolenia, ale różni się ona od poprzedniej. Głównie tym, że nie dotyczy jedynie jednego kraju (wówczas po peerelowskiej Polski), a prawie całego świata. Pierwszym, ale nie jedynym czynnikiem wpływającym nań jest oczywiście pandemia Covid-19. Spowodowała ona wielkie spustoszenie w wielu gałęziach gospodarki jak choćby: gastronomia, hotelarstwo, turystyka, komunikacja, a nawet handel detaliczny.

Tak, ten sam handel, który jako pierwsza iskra nadziei odnowił się w raczkującym kapitalizmie Polski przełomu lat80/90. Sam ten fakt oznajmia nam, że upadający handel pociągnie za sobą ściśle powiązane gałęzie gospodarki. Czyli najprościej mówiąc – produkcję. Swoją działalność zakończyło wiele lokali gastronomicznych, zakładów produkcyjnych, hoteli, co z kolei przedłożyło się na rosnące w świecie bezrobocie. W przemyśle samochodowym i budownictwie zerwane zostały tzw. łańcuchy stałych dostaw. Podobnie jest z elektroniką. Długie okresy oczekiwania na zamówione produkty lub surowce mają przełożenie w ich rosnących cenach. Ponieważ końca problemów nie widać, toteż nikt nie da jasnej odpowiedzi kiedy nastąpi szczyt inflacji. Najważniejsze, jaki osiągnie ona pułap.

Dodatkowym niekorzystnym czynnikiem pogłębiającym problemy rosnących cen jest bestialska napaść Rosji na Ukrainę. Ta wojna jednak nie jest taka jak inne. Nigdy wcześniej agresja jednego mocarstwa (w tym przypadku na „glinianych nogach”) na jeden średniej wielkości kraj nie spowodowała perturbacji gospodarczo-ekonomicznych w całym świecie. Nigdy też wojna nie postępowała tak szybko, jak obecnie w Ukrainie.

To wszystko powoduje, że nowe czynniki budzą niepokój o najbliższą przyszłość oraz obawy eskalacji konfliktu. To zaś spowoduje dalsze kurczenie się gospodarek wielu państw, a także inne negatywne następstwa. Jak dalece może się to rozwinąć? Jakie tempo przybierze inflacja? Spróbujmy sięgnąć do najbliższych nam, Polakom dziejów dekady gierkowskiej, schyłkowego PRL-u lat’80 oraz okresu przemian młodego kapitalizmu po 1990 roku. Ponieważ nie zachowały się chronologicznie ułożone paragony sklepowe, zdjęcia półek cenowych czy inne podobne artefakty, a pamięć ludzka jest ulotna (znamy wyrywkowo dawne ceny, i nie kojarzymy dat ich zmian), jak przystało na kolejowa witrynę przyjrzymy się cenom na podstawie biletów kolejowych.

Dla zobrazowania inflacji lat’80, która po bankructwie PRL-u przybrała tempo hiperinflacji, wybrałem z mojej kolekcji jedną relację przejazdów. Pomiędzy miejscowością Zawadzkie a Opolem, czyli w przedziale 41-45 km. To taki typowy lokalny odnośnik dla tysięcy osób podróżujących do pracy czy uczniów do szkół. Kupno auta graniczyło wówczas z cudem, więc większość społeczeństwa chcąc nie chcąc, zdana była na wiecznie przepełnione składy PKP.

Na fotografii nr 1 widzimy bilety zamówione dla kolei w drukarni z typowym dla epoki socjalizmu. Wtedy I Sekretarzem PZPR był Edward Gierek. W latach’70 ubiegłego wieku ceny były stabilne, choć kraj był coraz mocniej zadłużany za granicą. Na PKP oprócz biletów normalnych, ulgowych 50% czy ulgowych dla kolejarzy 80% wyróżnialiśmy także ulgę szkolną 33%.

fotografia nr 1

Później mieliśmy zmianę władzy, stan wojenny, ogromne braki w zaopatrzeniu sklepów zarówno spożywczych, jak i przemysłowych. Na tragiczne efekty takiej polityki podporządkowanej niewolniczo Związkowi Radzieckiemu nie trzeba było długo czekać. Koszmar zaczął się już początkiem 1983 roku. Wtedy każda podwyżka cen była ogłaszana w mediach. Obowiązywały tzw. ceny urzędowe i we wszystkich krajowych sklepach musiały one być identyczne lub bardzo zbliżone. Omawiając nasz przykład taryfy kolejowej wybrałem bilet normalny, płatny 100%.

Na fotografii nr 2 zauważamy pierwszą zmianę cen. W styczniu 1983 roku nasz bilet z Zawadzkiego do Opola kosztował już nie 14,40 a 30 złotych. Pojedyncza podwyżka aczkolwiek ponad 100% likwidująca przy okazji rozliczenia w groszach. Od tej pory kwoty za czasów rządów I Sekretarza PZPR, Wojciecha Jaruzelskiego były zaokrąglone do pełnych złotych. Kto łudził się, że na tej jednej podwyżce się skończy gorzko się rozczarował. Kolejna (trzecie zdjęcie) przekazuje nam informację, że życie dogoniło rzeczywistość. Dlatego latem 1984 roku sprzedawano już bilety z wydrukowaną nową ceną. Jednak już w okolicy Bożego Narodzenia tegoż roku przejazd tych 41 km kosztował 45 złotych. Podwyżka o 50%. W końcu 1986 roku było to już 60 złotych (fot. 4). Z początku inflacji zmiany cen nie były częste, a drukarnie kolejowe doganiały obowiązujący cennik. Z czasem jednak było tylko gorzej, co widzimy na kolejnych zdjęciach…

Na fotografii nr 5 mamy bilet sprzedany we wrześniu 1987 roku z wydrukowaną ceną 60 złotych. Obok zamieściłem kartonik sprzedany miesiąc później za 80 złotych. W lutym 1988 roku trzeba było zapłacić 120 złotych, czyli następne 50% więcej (fot. 6). Coraz częściej drukarnie nie nadążały z zamówieniami na dostarczenie kartoników z nowymi cenami. Starych nikt nie wyrzucał, gdyż w dekadzie lat 1981-90 brakowało dosłownie wszystkiego. Także kartonu. Ceny więc poprawiano odręcznie długopisem lub flamastrem.

Fotografia siódma to już szaleńczy pęd cenowy. W marcu 1989 roku nasz przejazd 40 paru km kosztował już 180 złotych, by latem wynieść 270. Kwiecień 1990 roku to 1430 złotych, a dokładnie rok później aż 4000 zł (fot. 8).

Listopad 1991 roku – 6400 złotych. Marzec 1992 – 8600 zł. Grudzień 1992 roku – 11 000 złotych. Kwiecień 1993 roku – 15 000 zł. Natomiast latem, w sierpniu 1993 roku przejazd tą trasą wzrósł do 16 200 zł, co widzimy na fotografii nr 9.

fotografia nr 9

Listopad 1993 roku to już 19 000 zł. Rok 1994 przyniósł dalszą destrukcję pieniądza i ceny omawianego biletu poszybowały najpierw do 23 000, następnie do 29 000 złotych. Wracając myślami do pierwszych dwóch zdjęć niniejszego materiału wyobraźmy sobie ile procent od ceny początkowej wzrosły ceny za przejazd tym odcinkiem … Galopadę tę zatrzymała dopiero denominacja złotego przeprowadzona w połowie lat ’90 XX wieku. Stary, bezwartościowy pieniądz epoki PRL-u zdewaluował się do dna i musiał ustąpić nowej jednostce PLN. Najbliższy czas pokaże czy przetrwa ona ekonomiczną próbę czasu…

opracowanie: Norbert Tkaczyk, wszystkie prezentowane bilety pochodzą z kolekcji własnej autora. Zastosowane boczne doświetlenie zdjęć w celu polepszenia widoczności dat sprzedaży biletów.

Dodaj komentarz

Skip to content